Wyjazd

Wyjeżdżam na dwa tygodnie do Krakowa, przez co raczej nie będę miał okazji dodać nowego wpisu, więc wrzucam dziś dwa zdjęcia, które nie doczekały się kompanii. Mam jednak nadzieję zrobić w grodzie Kraka dużo ciekawych zdjęć i umieścić je tutaj zaraz po powrocie. Tak więc, miłych wakacji i do przeczytania!

Deszczowy dzień

Pada deszcz. Mimo, że jeszcze wczoraj Słońce grzało niemiłosiernie, więc taki deszcz powinien być zbawieniem, ludzie wciąż niechętnie wychodzą ze swoich domostw. Może tak się już utarło, że deszcz to nuda oraz błoto i nic więcej, więc nie warto wystawiać nosa z domu. Jednak wystarczy wyjść do lasu, parku, czy nawet przydomowego podwórka albo ogródka, przystanąć na chwilę w dowolnym miejscu i rozejrzeć się wokół, żeby zobaczyć, że życie wre. Natura – czy to deszcz, czy upał – nieprzerwanie napędza życie łańcuchem pokarmowym. Ślimaki wychodzą setkami pożerać zieleninę, komary szukają zwierząt i ludzi aby zaspokoić żądzę krwi (dzięki nim sam włączyłem się w łańcuch pokarmowy), nawet motyle i bąki nie chowają się, tylko szukają nektaru, ba – nawet mała żabka czasem zapędzi się na peron stacji kolejowej w poszukiwaniu muszek. Ja dzisiaj właśnie przeszedłem się przy pobliskim lasku. Wystarczyło gdziekolwiek przystanąć, żeby zobaczyć jakieś stworzonka – naszych małych sąsiadów, krzątających się przy codziennych sprawach. Część z nich posłużyła mi jako modele do zdjęć, które nie przedłużając już umieszczam poniżej.

Wschód jak na świętym obrazie

Kilka dni temu wybrałem się do Wrocławia pierwszym pociągiem. Moje Kochanie, które często nim jeździ opowiadało mi o pięknych wschodach Słońca, gdy mgły jeszcze leniwie leżą na polach a czubki drzew głaszczą promienie słoneczne. Jednak, ku mojemu niezadowoleniu, ten poranek był mokry i szary. Po drodze nie było żadnych mgieł, a i Słońce nie mogło się przebić. Więc zasmucony jechałem pociągiem, gdy nagle wiatr rozwiał pochmurną kurtynę we wszystkie strony. Słońce miało piękny, ciepłopomarańczowy kolor, a jego promienie wędrowały po gęstym powietrzu, zostawiając za sobą snopy światła, dzięki czemu niebo wyglądało jak tło obrazu z ołtarza w jakimś kościele pod wezwaniem „Wniebowstąpienia…”. Po chwili widok ten ogarnął niemal połowę nieba, czego niestety nie byłem w stanie uchwycić za pomocą zwykłej, kompaktowej cyfrówki – do czegoś takiego musiałbym mieć dobry aparat z panoramicznym obiektywem… Jednak choć częściowo uchwyciłem ten piękny widok i już się nim dzielę – oto i zdjęcia: